niedziela, 24 lutego 2013

Własny program partnerski jako pomysł na rozwój biznesu

Własny program partnerski jako pomysł na rozwój biznesu

Autorem artykułu jest Ewa Maria Szulc


Wierzę, że program partnerski to bardzo dobry model biznesowy dla firm działających w Internecie.Rodzaj sytuacji win-win zarówno dla partnerówj jak i właścicieli produktów.

Partnerom umożliwia zarabianie w Internecie bez całego zawrotu głowy związanego z produkcją i obsługą klientów, a właścicielom produktów umożliwia promowanie swoich produktów i usług na bardzo korzystnych warunkach, bo za rzeczywiście wykonaną transakcję. Nie trzeba płacić, jeśli nie ma sprzedaży.

Uważam, że mając firmę produkującą konkretne rzeczy lub oferującą konkretne usługi dobrze jest jak najszybciej uruchomić własny program partnerski. To tak jakby zatrudnić całą armię agentów sprzedaży, gotowych z dnia na dzień polecać innym twoje usługi i produkty. To sytuacja korzystna dla obu stron, ponieważ obie strony korzystają. Jak to działa?

Program partnerski możesz wprowadzić, gdy oferujesz produkty informacyjne, ale także gdy oferujesz produkty fizyczne lub usługi – ważne, aby ich sprzedaż odbywała się w Internecie. Jeśli są to produkty informacyjne, warto od razu po uruchomieniu sprzedaży pierwszego z nich od razu uruchomić program partnerski. Jako właściciel produktu ty decydujesz, w jakiej wysokości będzie wynagrodzenie dla partnera oraz jakiego rodzaju narzędzie promocyjne zaoferujesz partnerom np. linki, bannery, zdjęcia, wzory e-maili, wzory ogłoszeń adwords, fragmenty publikacji, próbki. Partner decyduje o tym czy zechce promować twój produkt czy nie, dlatego nie skneruj, uśpij węża w kieszeni i daj mu przyzwoicie zarobić. Jak mu się nie będzie opłacać, to nic z tego nie wyjdzie. Interesujące są prowizje zaczynające się od poziomu 40%, które można oferować na produktach informacyjnych ze względu na niskie koszty wytworzenia. Jeśli oferujesz produkt fizyczny, to możesz zaoferować prowizję na poziomie 5-10%, ale pod warunkiem że twój produkt jest lub ma szansę być masowy i sprzedawać się w dużych ilościach.

Partnerzy odniosą sukces, jeśli będą wiedzieć jak promować twój produkt. Nawet ci doświadczeni i skuteczni, lubią wiedzieć jak chciałbyś, aby twój produkt był przedstawiany innym. Dlatego dobrą praktyką programu partnerskiego jest szkolenie partnerów. Może być wirtualne – pozwoli na lepsze poznanie osób zainteresowanych promowaniem twoich produktów i umożliwi wyjaśnienie wszystkich wątpliwości, jakie mają partnerzy.

Dobry produkt i szkolenie nie wystarczą. Z praktyki wiem, jak motywująco działa na partnera bieżące obserwowanie statystyk odwiedzin i sprzedaży.

Aby pobudzić trochę partnerów w okresach, gdy sprzedaż maleje, bądź ją zmaksymalizować, gdy jest najlepszy okres sprzedaży, możesz dodatkowo zorganizować konkursy dla partnerów. A jeśli nagroda będzie atrakcyjna np. iPad, mają one jeszcze jedną zaletę – partnerzy będą o niej opowiadać także po zakończeniu konkursu, a zwłaszcza ten, który wygra. Co tu się jeszcze dzieje czasami niedobrego? Czasem osiągniecie wymaganego progu sprzedaży jest nieosiągalne i to jest ścieżka, jaką lepiej nie iść, bo chociaż iPad zostanie ci na następny konkurs, to można sobie narobić szkód w postaci zniechęconych partnerów. Podobnie jak w klasycznych biznesach, gdzie praktykuje się czasami ustawianie planów sprzedaży, z miesiąca na miesiąc coraz wyższych, co skutkuje szybkim zniechęcaniem się handlowców. Wtedy trzeba być gotowym na poniesienie dodatkowych kosztów: nowa rekrutacja, przeszkolenie pracownika itd.

Partnerzy, czyli osoby promujące twój produkt/usługę są częścią wirtualnego zespołu sprzedażowego i jeśli chcesz, aby działali z tobą stwórz ciekawą propozycję, korzystną i dla ciebie i dla nich.

---

Poznaj "77 sposobów jak wyprzedzić konkurencję" dostępnych na http://www.MarketingCodzienny.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dlaczego warto otworzyć własną działalność gospodarczą?

Dlaczego warto otworzyć własną działalność gospodarczą?

Autorem artykułu jest Bartłomiej Jakubowski


Dzięki własnej firmie możemy być niezależni, robić to co lubimy oraz zdobyć duży majątek o ile nam się powiedzie. Dowiedz się dlaczego warto założyć własną firmę.

Założenie własnej firmy to ciekawa przygoda. Najważniejszymi czynnikami sukcesu są odrobina przeczucia. Poniżej znajdziesz kilka powodów, dla których warto założyć własną firmę.

1. Sam sobie będziesz dyrektorem – masz już dość swojego szefa? Własny biznes to większa niezależność. To tylko od Ciebie zależy to, w jaki sposób będziesz osiągał wyznaczoną strategię firmy. Naturalnie Twoje decyzje mogą być powodem porażki, ale … może warto zaryzykować?

2. Bedziesz robił to co lubisz – masz dosyć siedzenia przy biurku i wydzwaniania do niezainteresowanych osób, żeby coś im sprzedać? We własnym biznesie sam decydujesz o tym, co, gdzie i jak będziesz robił. Na pewno jeśli Twoje analizy wykażą, że na rynku istnieje potrzeba, którą będziesz zaspokajać. A może sam wykreujesz taką potrzebę?

3. Ty ustalasz własny grafik – masz dość przychodzenia do pracy codziennie na 8 godzinę i bezowocnego spędzania czasu w firmie? We swojej firmie Ty sam określasz co i kiedy masz uczynić. Oczywiście nie będziesz mógł spać codziennie do dwunastej, ale należyta dyscyplina spowoduje, że nie będziesz się frustrować i wszystko będzie zrobione na czas.

4. Uwolnij swoją kreatywność – prawdopodobnie nie wymyślisz na nowo koła, ale na pewno wiele rzeczy możesz zrobić po swojemu – efektywniej i taniej, czyli lepiej. Bycie przedsiębiorcą daje Ci możliwość wyrażenia siebie poprzez swoją działalność. Na realizację wszystkich pomysłów (szczególnie na początku) może co prawda nie wystarczyć Ci pieniędzy, ale zawsze lepsze to, niż trywialne myślenie w wielkiej firmie.

5. Działalność gospodarcza nie jest trudna – w periodykach niemal codziennie możesz znaleźć informację, że małym firmom jest trudno. Podatki za wysokie, urzędnicy niekompetentni, a sądy opieszałe. Jednak w ciągu paru ostatnich lat sporo się zmieniło i nie można powiedzieć, że wszystko idzie w złym kierunku.

6. Możesz wiele zarobić – jeśli baczysz, że tylko wielkie firmy mogą osiągać zyski to mylisz się. Przykłady ostatnich lat pokazują, że także małym firmom udaje się realizować świetne wyniki finansowe. Początek działalności na pewno nie należy do łatwych momentów w życiu, ale nagroda za wysiłek i pewne inwestycje może być naprawdę duża.

Z powyższych argumentów możesz wywnioskować że opłaca się założyć własną firmę. Na początku powinieneś znaleźć nowy pomysł na biznes. Następnym krokiem jest napisanie ważnego dokumentu jakim jest biznes plan. Dzięki niemu będziesz mógł lepiej zarządzać własną firmą oraz dodatkowo pozyskać kapitał.

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Pomysł na biznes - ogrodnik

Pomysł na biznes- ogrodnik

Autorem artykułu jest Maria Pietrykowska


Coraz więcej osób chce mieć przydomowy ogródek lub chociaż ładnie zaaranżowany trawnik z iglakami i innymi krzewami. Większość właścicieli posesji robi to we własnym zakresie. Ale są i tacy, którzy nie mają na to czasu albo ochoty. Dlatego chętnie wynajmują małe firmy do pięlęgnacji swoich ogrodów.

To okazja dla wielu bezrobotnych osób na założenie własnej firmy ogrodniczej. Nie mam tu na myśli aranżowanie ogrodów, ale drobne prace polegające na strzyżeniu trawy, wycince drzew i krzewów, pielęgnacji kwiatów, itp.

Nie trzeba od razu inwestować ogromnych pieniędzy na sprzęt. Wystarczy średniej klasy kosiarka do trawy, siekiera, piła do przycinania gałęzi, taczka. Wymienione narzędzia można kupić już za około 1500 – 2000 zł. Oczywiście na początku działalności nie myślimy tu o dużej spalinowej, samojezdnej kosiarce do trawy, ale o niewielkiej kosiarce, którą można bez problemów kosić niewielkie ogrody. W jest ich bardzo duży wybór.

Jeszcze przed założeniem działalności warto przejrzeć prasę ogrodniczą, zainteresować się zagadnieniami związanymi z pielęgnacją ogrodów. Jest też wiele informacji w Internecie.

Jak każda praca na własny rachunek i zarabianie pieniędzy wiąże się z zarejestrowaniem działalności gospodarczej. Ale nie róbmy tego pochopnie. Na początku zbierzmy choćby kilka zamówień na jakieś niewielki prace w ogrodzie. Szczególnie na wiosnę jest jej bardzo dużo, a nie wszyscy mają czas zajmować się wywożeniem zgniłych liści, czy sterty połamanych gałęzi.

Swoje usługi można reklamować poprzez ulotki, plakaty, ogłoszenia w prasie lokalnej. Warto też zostawić swoją ofertę w biurach ogródków działkowych oraz lokalnych sklepach.

Poza tym, jak w każdej pracy, trzeba być sumiennym i miłym. To podstawa pracy z ludźmi. Musimy dbać o to, by zdobyć zaufanie osób zlecających nam pracę. Bo jeśli wykonamy je na wysokim poziomie to mamy większą pewność, że klient jeszcze raz nas zechce zatrudnić. Z pewnością podpowie swoim sąsiadom, ze istnieje profesjonalna firma, która stara się sumienie wykonywać swoją pracę. A przecież o ty ci chodzi. Taka reklama „od ucha do ucha” jest bardziej skuteczniejsza niż nie jedna płatna reklama w lokalnej gazecie.

Biznes Biznes

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Oferta firm prowadzących wirtualne sekretariaty

Oferta firm prowadzących wirtualne sekretariaty

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki


Wirtualny sekretariat to kompleksowa obsługa wirtualnego biura, pod adresem którego możemy zarejestrować siedzibę naszej firmy. Oprócz prestiżowego adresu korespondencyjnego w Warszawie, Krakowie, Gdańsku lub innym wysokorozwiniętym gospodarczo mieście, otrzymujemy także indywidualny adres e-mail oraz numer telefonu i faksu.

Wirtualny sekretariat wypełnia ten sam zakres obowiązków, co tradycyjna sekretarka „z krwi i kości”. Rozpoczynając od tak typowych prac, jak odbieranie telefonów, odbieranie i odpowiadanie na listy oraz e-maile, prowadzenie dokumentacji, rejestrowanie działalności firmy w Krajowym Rejestrze Sądowym, Urzędzie Skarbowym, Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, a także Głównym Urzędzie Statystycznym. Ponadto korzystając z usług wirtualnego sekretariatu otrzymujemy kompleksowe doradztwo z zakresu prawno-księgowego.

Usługi sekretarskie reklamowane są przez firmy, jako te najwyższej jakości, w pełni profesjonalne. Szczególnie jeżeli chodzi o kwestię obsługi klienta, zarówno w kontakcie telefonicznym, jak i osobistym. Pracownik wirtualnego sekretariatu reklamowany jest jako osoba znająca wszystkie zasady etykiety biznesu w kontaktach interpersonalnych. To bardzo ważne ponieważ to właśnie ta osoba, zaznajamiając się wcześniej z obowiązującymi w naszej firmie standardami, będzie po części reprezentować nasze interesy.

Pracownicy wirtualnego sekretariatu odpowiedzialni są również za organizowanie spotkań biznesowych. Począwszy od ustalania ich dogodnego terminu, przez informowanie innych osób o spotkaniach. Pamiętajmy, że to właśnie wirtualne biuro, w pakiecie którego jest wirtualny sekretariat, jest w stanie zapewnić nam w pełni wyposażona salę na potrzeby konferencji.

Firmy oferujące usługi sekretarskie pomogą nam również w wykreowaniu oczekiwanego przez nas wizerunku naszej firmy, a także wypromują naszą działalność w sieci. Każde inne zadanie wykonywane może być przez sekretariat na specjalne życzenie klienta, który powierzyć może mu nawet zadanie przeprowadzania rekrutacji pracowników.

Podsumowując, korzyści wynikających z opłacania wirtualnego sekretariatu dla naszej firmy jest bardzo wiele. Redukcja kosztów, wykwalifikowani pracownicy, oszczędność czasu, jednak i tu pojawić się musi jakieś „ale”. Bardziej sceptyczni przedsiębiorcy mają bowiem wątpliwości, czy jedna osoba prowadząca sekretariat kilku, a nawet kilkunastu firm jest w stanie rzetelnie wypełniać wszystkie swoje obowiązki? A co jeżeli zdarzy się tak, że jedna osoba będzie dbała o interesy dwóch konkurencyjnych firm?

Jak zawsze, tam gdzie są plusy odnaleźć można również minusy. Nie inaczej jest z korzystaniem z usług wirtualnych biur czy sekretariatów. Ważne, aby potrafić przeprowadzić obiektywny bilans korzyści.

---

Nowoczesne kamery internetowe

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wirtualne biura coraz bardziej popularne w branży biznesowej

Wirtualne biura coraz bardziej popularne w branży biznesowej

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki


Wirtualizacja, która jeszcze jakiś czas temu pojmowana była przede wszystkim w aspekcie technologicznym, dziś rozprzestrzeniła się także na sferę działalności biznesowej.

W ciągu ostatniego roku na polskim rynku pojawiło się wiele nowych firm, które zajmują się prowadzeniem tak zwanych „wirtualnych biur”, inaczej nazywanych e-biurami. Pierwsza która powstała istnieje właśnie od roku, a o jej prężnym rozwoju świadczyć może fakt, iż obecnie planuje się otwarcie już trzeciej jej filii w kraju.

Oferta firm zajmujących się prowadzeniem wirtualnych biur kierowana jest przede wszystkim do małych i średnich przedsiębiorstw, ale także do firm posiadających niewielki budżet lub tych, które starają się obniżyć koszty własne.

Wirtualne biuro jest usługą polegającą na wynajęciu adresu, pod którym zarejestrowana będzie nasza działalność. Możemy zatem zyskać prestiżową lokalizację siedziby naszej firmy w jednym z centrów biznesowych, w momencie kiedy fizycznie prowadzić będziemy własny biznes w domu, w niewielkiej miejscowości. Kolejnym plusem jest znaczna redukcja kosztów wynajmu pomieszczeń biurowych oraz tych, związanych z zatrudnieniem pracowników.

Poza wynajęciem adresu dla firmy wirtualne biura oferują także indywidualny numer telefonu, faksu, adres e-mail, a także cały wachlarz usług świadczonych przez tradycyjny sekretariat. Odbiór oraz przesyłka korespondencji zarówno mailowej, jak i listownej, odbieranie telefonów, a ponadto doradztwo z zakresu prawnego oraz księgowości. Krótko mówiąc wszystko, czym zajmować powinna się wysoce wykwalifikowana sekretarka. Nie zapominajmy bowiem o tym, że mimo iż same biura są wirtualne to ich pracownicy jak najbardziej rzeczywiści.

Zdaniem ekonomistów, tego typu rozwiązania są bardzo korzystne również dla osób chcących rozpocząć własną działalność gospodarczą przy jak najniższych kosztach. Ich zdaniem tego typu rozwiązania są bardzo przyszłościowe. Warunkiem jest jedynie odpowiedni poziom świadomości kontrahentów, na temat tego, czym jest wirtualne biuro oraz w jaki sposób możliwe jest kontaktowanie się z przedstawicielami firm posiadających właśnie taką obsługę biurową.

Co ciekawe, mimo licznych korzyści posiadania wirtualnego biura, najbardziej sceptyczni są właśnie sami przedsiębiorcy. Według nich różnica między prowadzeniem interesów poprzez kontakt osobisty z klientem, a za pośrednictwem Internetu jest kolosalna.

Mimo tego usługa wirtualnych biur staje się w Polsce coraz bardziej popularna.

---

Nowoczesne kamery internetowe

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czarna magia Pit-ów

Czarna magia Pit-ów

Autorem artykułu jest Magdalena Hojnor


Dla zwykłego przeciętnego pracownika coroczne składanie rozliczeń podatkowych – Pit-ów to jedna wielka zmora. Większość z nas potrafi jedynie wypełnić część dotyczącą własnych danych personalnych. A rozliczenie podatkowe jest przecież obowiązkowe dla większości z nas.

Zanim przystąpimy do rozliczeń z fiskusem to po pierwsze; musimy sobie postawić pytanie, czy w ogóle musimy się rozliczać. Chodzi o to, czy zmuszają nas do tego obecne przepisy. Niestety najczęściej zmuszają. Zasada obowiązuje taka, że kto zarobił w poprzednim roku jakiekolwiek pieniądze, musi do 30 kwietnia 2010 r. złożyć rozliczenie (PIT).
Po drugie: są wyjątki. Jest grupa podatników, którzy rozliczać się po prostu nie muszą. Są to osoby, które poprosiły swój zakład pracy, żeby rozliczył je z podatku. Osoby, które w zeszłym roku nic nie zarobiły; nie miały żadnych dochodów, rozliczać się nie muszą. Na szczęście rozliczeniem podatkowym nie musi sobie zawracać głowy większość emerytów i rencistów. Zrobi to za nich ZUS albo KRUS.
Co z osobami, które muszą złożyć ten nieszczęsny Pit? Większość ich najzwyczajniej nie potrafi go uzupełnić, a także nie wie, który formularz ma wybrać. Najlepszym rozwiązaniem dla nich staje się doradztwo podatkowe. Są to firmy i instytucje zajmujące się udzielaniem wszelkich porad podatkowych. Dzięki nim nożna rozwiać swoje wątpliwości, uzyskać,rzetelne informacje i pomoc. Nie dziwi więc nikogo fakt, że takie doradztwa podatkowe cieszą się dużym uznaniem i popularnością. Ponadto do dyspozycji osób męczących się z Pit-em pozostają programy komputerowe do wypełniania Pit-ów, przykładowe formularze, poradniki z instrukcjami „krok po kroku”.

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Leasing z dotacjami UE

Leasing z dotacjami UE

Autorem artykułu jest matematyk


Myśląc o finansowaniu inwestycji z wykorzystaniem funduszy UE, warto rozważyć możliwość skorzystania z leasingu. Leasing jest kosztem kwalifikowanym w większości działań w ramach Programów Operacyjnych na lata 2007-2013.

Dofinansowanie leasingu z funduszy europejskich może mieć charakter dotacji na ratach leasingowe lub dotacji jednorazowej – na wartość przedmiotu leasingu.

Poniżej najważniejsze informacje dotyczące dotacji na leasing.

Koszty niekwalifikowane w przypadku leasingu:

-Podatek VAT

-Marża Finansującego (odsetki)

-Koszty ogólne

-Opłaty ubezpieczeniowe

Warunki ogólne:

-Dofinansowanie leasingu wyłącznie środków trwałych wymienionych w wytycznych.

-Łączna kwota wydatków kwalifikowanych nie może przekroczyć ceny zakupu danego środka trwałego.

-Przedmiot leasingu nie został wcześniej objęty dofinansowaniem.

-W przypadku inwestycji finansowanych leasingiem nie jest dokonywana ocena finansowa przedsięwzięcia przez Instytucję wdrażającą dany Program Operacyjny.

-Dofinansowaniem objęte są raty leasingowe lub wartość przedmiotu leasingu (w zależności od programu operacyjnego).

-Korzystający jest odpowiedzialny za prawidłowość realizacji projektu i za zapewnienie trwałości projektu.

-Korzystający jest jedynym podmiotem uprawnionym do składania wniosków o płatność oraz otrzymywania dotacji.

Rozliczenie dotacji na leasing:

1. Dofinansowanie rat leasingowych – dotacja w ratach

-Wydatek kwalifikowany – część kapitałowa raty leasingowej.

-Rata leasingowa – zafakturowana i opłacona.

-Dofinansowanie zarówno aktywów niezbędnych do realizacji projektu jak i wykorzystywanych tylko w okresie realizacji projektu.

-Gdy okres umowy leasingu przekracza końcową datę kwalifikowania wydatków – kwalifikowane są wyłącznie raty przypadające do zapłaty i rzeczywiście zapłacone w okresie kwalifikowania.

-Częstotliwość wypłaty dotacji – dostosowana do płatności leasingowych w okresach ustalonych w umowie o dofinansowanie.

-Konieczność dołączenia promesy leasingowej do wniosku o dofinansowanie.

2. Dofinansowanie wartości przedmiotu leasingu – dotacja jednorazowa

-Kwalifikowany wydatek – kwota poniesiona przez Finansującego na zakup środka trwałego.

-Umowa leasingu musi prowadzić do przeniesienia własności na Korzystającego (po zakończeniu umowy).

-Finansujący musi być podmiotem upoważnionym do ponoszenia wydatków kwalifikowanych w imieniu Beneficjenta dotacji.

-Finansujący musi być wskazany w umowie o dofinansowanie.

-Do wniosku konieczne dołączenie porozumienia/umowy pomiędzy Korzystającym a Finansującym określające wzajemne prawa i obowiązki stron gwarantujące wypełnienia zobowiązań wynikających z umowy o dofinansowanie w tym zwłaszcza zachowanie trwałości projektu.

-Po podpisaniu umowy o dofinansowanie zmiana Finansującego może być dokonana jedynie w formie aneksu do umowy (zgoda dwóch stron).

---

World Class Manufacturing VAT EU

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 23 lutego 2013

Nowelizacja CIT: Wniesienie aportu do spółki osobowej bez podatku

Nowelizacja CIT: Wniesienie aportu do spółki osobowej bez podatku

Autorem artykułu jest Ewelina Mółka


Polskie prawo podatkowe ma to do siebie, że jest nieustannie nowelizowane. Co prawda w literaturze podkreśla się rolę stabilności prawa podatkowego jako jednego z filarów pewności obrotu i prawidłowo funkcjonującej gospodarki

I tak 19 października 2010 r. został przyjęty przez rząd projekt zmian w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych (PIT) oraz w ustawie o podatku dochodowym od osób prawnych (CIT). Zgodnie z uzasadnieniem celem planowanych zmian jest dostosowanie polskich przepisów do prawa wspólnotowego oraz sprecyzowanie zasad opodatkowania dochodów uzyskiwanych przez podatników z tytułu udziałów w spółkach nie będących osobami prawnymi. W uzasadnieniu zmian czytamy m.in.: „Z chwilą przystąpienia RP do Unii Europejskiej przepisy ustaw o PIT i CIT zawierały w swojej treści regulacje, które czyniły zadość obowiązkowi implementacji dyrektyw. W praktyce stosowania tych przepisów pojawiły się jednak trudności interpretacyjne, które powinny zostać usunięte w celu zwiększenia pewności prawa i zaufania podatnika do Państwa”. Cel jest zatem wzniosły, warto się więc przyjrzeć, jakie konkretne rozwiązania się za tym kryją. Praktyka wskazuje bowiem na to, że „usuwanie wątpliwości interpretacyjnych”, to najczęściej nic innego jak „dokręcanie śruby” podatnikom. A jak będzie tym razem? Przedmiotem niniejszego opracowania będą zmiany w ustawie o CIT dotyczące wnoszenia wkładu niepieniężnego do spółek osobowych.

W świetle przepisów dotychczasowych istniały wątpliwości, czy wniesienie aportu do spółki osobowej (a więc nie będącej osobą prawną) podlega opodatkowaniu. Nowelizacja istotnie problem ten rozwiązuje, uznając, że powyższa czynność opodatkowana nie będzie. Będzie to zatem zmiana korzystna dla podatników i pozwoli uwolnić ich od perspektywy sporów z organami podatkowymi na tym tle. Warto jednak wspomnieć, że z reguły już teraz organy podatkowe przyjmują, że wniesienie przez osobę prawną wkładu niepieniężnego do spółki osobowej nie powoduje skutków w podatku dochodowym od osób prawnych, pomimo iż czynność wniesienia wkładu prowadzi, w sensie cywilistycznym, do zbycia przedmiotu wkładu przez wspólnika na rzecz spółki. Niemniej jednak fakt, że kwestia ta ma zostać wyjaśniona w sposób ostateczny i to na korzyść podatników, niewątpliwie cieszy.

Zgodnie z intencjami ustawodawcy zmienione zostaną także zasady ustalania kosztów uzyskania przychodów przy zbyciu przez spółkę osobową przedmiotu wkładu niepieniężnego. W sytuacji, gdy zbywany będzie przedmiot wkładu niezaliczony w spółce osobowej do środków trwałych podlegających amortyzacji, koszty te mają być po nowelizacji równe wydatkom na nabycie albo wytworzenie przedmiotu aportu poniesionym przez wnoszącego wkład, niezaliczonym do kosztów uzyskania przychodów. W stosunku natomiast do amortyzowanych środków trwałych spółki osobowej, koszty uzyskania przychodu będą równe wartości początkowej przyjętej po wniesieniu aportu w ewidencji środków trwałych i wartości niematerialnych i prawnych pomniejszonej o sumę dokonanych po tym czasie odpisów amortyzacyjnych. Z powodu tych zmian nie będzie już możliwe podwyższanie przez podatników kosztów uzyskania przychodów przez wnoszenie do spółek osobowych składników majątkowych po wartości wyższej niż wartość początkowa netto lub wartość nabycia bądź wytworzenia. Jak więc widzimy, w tym aspekcie podatnicy stracą.

Ustawodawca zmieni też zasady dotyczące sposobu określania kosztów uzyskania przychodu w przypadku zbycia udziałów lub akcji objętych za wkład niepieniężny w postaci przedsiębiorstwa lub jego zorganizowanej części. Obecnie ustalanie kosztów następuje w omawianej sytuacji na podstawie wartości aportu „wynikającej z ksiąg przedsiębiorstwa”. Określenie to jest jednak niejasne i może być rozumiane dwojako. Niektórzy podatnicy stali i wciąż stoją na stanowisku, iż oznacza ono wartość przyjętą dla celów bilansowych, a zatem uwzględniającą wszelkie aktualizacje wyceny majątku, nieuznawane co do zasady za mające wpływ na rozliczenia podatkowe. Z kolei według organów podatkowych powyższe pojęcie oznacza wartość podatkową przedsiębiorstwa. Jakie ma to praktyczne znaczenie? Otóż przyjęcie pierwszej z możliwych interpretacji oznaczało znaczny wzrost kosztów uzyskania przychodu przez podatnika, a co za tym idzie obniżenie wysokości należności podatkowych. Co więcej, sądy w tego typu sprawach, w przypadku zaistnienia sporów z organami podatkowymi, orzekały w sposób dla podatników korzystny. Nie dziwi więc, że wywołało to niepokój ustawodawcy, a w ślad za tym jego reakcję. Nowelizacja ustawy o CIT zmieni korzystny dla podatników stan rzeczy, wykluczając ostatecznie możliwość przyjmowania przy kosztach uzyskania przychodów innej niż podatkowa wartości przedsiębiorstwa lub zorganizowanej części przedsiębiorstwa, wnoszonego tytułem wkładu pieniężnego do spółki kapitałowej. W tej zatem kwestii ustawodawca ewidentnie „dokręci śrubę” podatnikom, uzasadniając to, co ciekawe koniecznością dostosowania prawa polskiego do ustawodawstwa wspólnotowego (konkretnie do przepisów dyrektywy 2009/133/WE). Nie pierwszy to już zresztą przypadek, gdy mało popularne zmiany rządzący tłumaczą tym, że „Unia wymaga”, więc pewnie wszyscy zdążyli się do tego typu uzasadnień już przyzwyczaić.

Reasumując, zamiary ustawodawcy odnośnie regulacji podatkowych dotyczących wnoszenia wkładu niepieniężnego do spółek osobowych sprawiają wrażenie, iż ustawodawca planuje w sposób kompleksowy „łatać dziury”, z których dotychczas korzystali podatnicy, interpretując prawne niejasności w sposób dla siebie korzystny i uzyskując przy tym niejednokrotnie wsparcie sądów. Zamiar doprecyzowania przepisów i likwidacji niejasności interpretacyjnych należy niewątpliwie pochwalić, szkoda tylko że najczęściej oznacza to zmiany na niekorzyść podatników. Mając jednak na względzie konieczność budżetowych cięć, trudno jednak oczekiwać regulacji odmiennych. Pozostaje mieć nadzieję, że po trwającym już od lat okresie częstych nowelizacji, doczekamy się systemu podatkowego spójnego i stabilnego. Pozostaje mieć nadzieję, że obecna nowelizacja zmierza dokładnie w tym kierunku.

Łukasz Tabor jest radcą prawnym w Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Ambitne plany i brutalna rzeczywistość

Ambitne plany i brutalna rzeczywistość

Autorem artykułu jest Ewelina Mółka


Gdy startował w 2006 r., był pionierem na polskim rynku. Zapowiadał sowitą stopę zwrotu, ale zrealizował wątpliwe ekonomicznie inwestycje i na razie nic nie wskazuje, żeby przyniósł jakikolwiek zysk. Należy za to do ścisłej czołówki co do wysokości opłaty za zarządzanie.

Secus Pierwszy Fundusz Inwestycyjny Zamknięty Spółek Niepublicznych (Secus I FIZ) jest pierwszym w Polsce publicznym funduszem private equity, czyli inwestującym w nienotowane na giełdzie podmioty o dużym potencjale wzrostu, których rozwój może przynieść ponadprzeciętne zyski. Jego ofertę skierowano do podmiotów indywidualnych, czyli przeciętnego Kowalskiego. Dotąd certyfikaty podobnych funduszy kupowały banki, zagraniczne fundusze emerytalne albo inne osoby prawne.

Secus I FIZ został powołany w listopadzie 2006 r. z inicjatywy domu maklerskiego Secus Asset Management S.A. (SAM), który odpowiada za zarządzane aktywami. Od października 2009 r. fundusz jest prowadzony przez Go TFI. Wcześniej odpowiadał za to Copernicus Capital TFI (CC TFI).

Inwestor stworzył projekt na sześć lat i podzielił go na dwa etapy: inwestycji (2006-2009), czyli budowania portfela, oraz dezinwestycji (2010-2012), w którym zarządzający skupia się na osiągnięciu postawionych celów, wypracowaniu rozwiązań przynoszących najwyższą stopę zwrotu.

Chcesz zarabiać, to płać

Przymiarki do stworzenia Secusa jego właściciel prowadził na długo przed ostateczną datą powołania, czyli listopadem 2006 r. Nie posiadał jednak ram formalnoprawnych do prowadzenia własnego funduszu inwestycyjnego, więc w czerwcu 2005 r. SAM podpisał umowę z CC TFI o prowadzeniu funduszu.

Choć fundusz szybko zebrał od klientów 31,8 mln zł, to pierwszego zakupu dokonał dopiero po 11 miesiącach – w październiku 2007 r. Secus nabył 8,9 proc. akcji WiedzaNet (branża e-lerning) za 1,06 mln zł. Nie byłoby w tym nic zastanawiającego, gdyby nie stała, 4-proc. opłata za zarządzanie aktywami, która należy do najwyższych na rynku (dla porównania KBC inkasuje od wybranych produktów 0,75 proc., Opera – 1,75 proc.; Allianz i Total – po 1,8; BPH i Investors – po 2-3, ale są też wyższe, np. Legg Mason – 5 proc.). Tylko w samym 2008 r. maklerzy zarobili dzięki niej 1,57 mln zł, a rok wcześniej – 1 mln.

– Ustawa stanowi, że fundusz ma 36 miesięcy na zakup zasobów majątkowych, rozpoczęcie inwestycji, do jakich został powołany. Proces nabywania aktywów niepublicznych jest rozciągnięty w czasie i bardzo złożony. Samo due dilligence trwa minimum trzy miesiące – mówi pragnący zachować anonimowość przedstawiciel Copernicus Captial TFI. – W momencie prac nad powołaniem funduszu 4-proc. opłata była standardem.

(Nie)zapełnianie portfela

Fundusz miał zebrać 300 mln zł i w pierwszym roku istnienia wydać 100 mln, tymczasem uzyskano 10 razy mniej niż planowano. Po złożeniu wniosku o zatwierdzenie prospektu emisyjnego certyfikatów serii C we wrześniu 2007 r. (zamierzano pozyskać 2-100 mln zł), zarządzający zrezygnował z subskrypcji. Dlaczego? Nie wiadomo, ponieważ strony odmówiły komentarza w tej sprawie, zasłaniając się zapisem w ustawie o funduszach inwestycyjnych i tajemnicą handlową.

Wydaje się, że później nie było klimatu do emitowania kolejnych papierów, gdyż 2 października 2008 r. KNF nałożyła na SAM-a karę 400 tys. zł (obniżoną po odwołaniu do 300 tys.) za „istotne naruszenie przepisów prawa, zasad uczciwego obrotu oraz interesów zleceniodawców”. W praktyce chodziło o: niedostateczne informowanie o sytuacji finansowej podmiotu, niewłaściwy nadzór wewnętrzny i zawieranie umów o zarządzanie portfelem z naruszeniem przepisów.

Kara dotyczyła działalności domu maklerskiego, a nie funduszu czy prowadzącego go Copernicusa, lecz po stwierdzonych nieprawidłowościach nadzór stał się nieufny wobec SAM-a.

Pozyskane pieniądze ulokowano w: WiedzęNet, Agito (e-commerce, 5 proc. kapitału zakładowego), PZU (0,01 proc.), Sento (budownictwo mieszkaniowe, 32 proc.) i APN Promise (IT, 40 proc.). Inwestycja w WiedzęNet zakończyła się 70-proc. stratą. Sento, którego kłopoty w głównej mierze spowodowało przeszacowanie aktywów, grozi utrata płynności finansowej. Deweloper ma też 47 mln długów. Z podobnymi problemami boryka się Agito.

– Trwa restrukturyzacja podmiotów wchodzących w skład portfela. Jej ukończenie na pewno spowoduje wzrost wyceny – zapewnia Kielan. Tyle że Sento już drugi rok próbuje wygrzebać się z kłopotów. Aktualnie chce sprzedać część swojego majątku. Natomiast Agito poszukuje inwestora branżowego, dlatego przesunęło wejście na NewConnect.

Jakość czy jakoś?

Zasady prowadzenia inwestycji przez fundusze aktywów niepublicznych wskazują, że angażowanie się w podmiot na poziomie kilku procent jego kapitału zakładowego nie jest raczej opłacalne i w ogóle sensowne. Przy takim układzie właścicielskim nie ma się praktycznie żadnego wpływu na poczynania spółki i nie sposób realizować planu jej rozwoju zmierzającego do uzyskania zwrotu z inwestycji. Czy więc transakcje związane z WiedząNet, PZU i Agito były przemyślane? Tego się nie dowiedzieliśmy, ponieważ SAM odmówił komentarza i zagroził sądem, uznając, że działamy na szkodę jego dobrego imienia.

Zdaniem Moniki Ścianek, przedstawicielki spółki, „decyzje inwestycyjne zawsze były oparte na wnikliwej analizie”. Na stronie funduszu można przeczytać, że jednym z jego zadań jest „rzetelna analiza kondycji finansowej oraz działalności spółek portfelowych”, co ma sprawić, że podejmowane decyzje inwestorskie będą trafne.

Strategia Secusa zakłada, że fundusz skupia się na małych i średnich firmach w fazie wzrostu celem wprowadzenia ich na giełdę w perspektywie do sześciu lat. W takim razie zakup akcji PZU kłóci się z tymi założeniami.

Wątpliwości budzi też trafność decyzji inwestycyjnych. Trzy spośród pięciu spółek portfelowych notują lub notowały (WiedzyNet pozbyto się w styczniu 2009 r.) fatalne wyniki finansowe. Co ciekawe, dwie z nich kupiono od podmiotów z tej samej grupy kapitałowej (WiedzęNet od Secus Investment sp. z o.o., spółki-córki Secus Holding) lub powiązanych w inny sposób (akcje Agito nabyto od Armada Investment LCC, która jest klientem... Secusa I FIZ). Należy dodać, że w PZU poza funduszem obecna jest także spółka Secus Investment.

Bulwersować może również fakt, że przy transakcji akcjami WiedzaNet stronom nie przeszkadzał potencjalny konflikt interesów w postaci powiązań osobowych między SAM-em i Secus Investment (przedstawiciele pierwszego zasiadali w organach statutowych drugiego).

Szorstka przyjaźń między SAM-em i Copernicusem

Od początku współpraca SAM-a z Copernicusem nie układała się. Osoba z kręgu CC TFI mówi o niewypełnianiu procedur przez SAM-a, niedbałym przygotowywaniu dokumentów, braku raportów, złej polityce inwestycyjnej, podejmowaniu kontrowersyjnych decyzji, nieinformowaniu partnera i rynku o poczynaniach i wydarzeniach dotyczących funduszu oraz niesolidnym, niedbałym sposobie działania. – Jak się nie ma wiedzy i talentu do tego biznesu, to się robi głupie inwestycje – podsumowuje nasze źródło.

– Secus I FIZ był i jest zarządzany zgodnie ze wszelkimi standardami, czego potwierdzeniem jest brak zastrzeżeń w tym zakresie ze strony Komisji Nadzoru Finansowego – zapewniła nas Monika Ścianek z SAM-a, po czym odmówiła odpowiedzi na dalsze pytania.

– Gdyby nie my, SAM dostałby karę również za fundusz, a nie tylko dom maklerski – ripostuje nasz informator.

Wreszcie w maju 2009 r. Copernicus zdecydował się oddać prowadzenie Secusa do Go TFI. Podpisano warunkową umowę, która weszła w życie po zawarciu porozumienia z SAM-em cztery miesiące później. – Wspieraliśmy ich, wykonywaliśmy pracę, której nie było w umowie, więc nie otrzymywaliśmy za nią wynagrodzenia. Poza tym po kontroli w SAM-ie nadzór zaczął się baczniej przyglądać również nam. Zachodziły podejrzenia o powiązaniu kapitałowym. KNF sądziła, że wiedzieliśmy o złych uczynkach Secusa, za które został on ukarany – opisuje nasze źródło.

Oficjalnie jako powody rozstania podawano kontrowersje wokół wyceny aktywów funduszu na koniec 2008 r. (wedle wyceny wartość dewelopera Sento wzrosła o 60 proc. mimo kryzysu na rynku nieruchomości) oraz konfliktu interesów. – Nie podobało nam się łączenie inwestycji funduszu z inwestycjami członków władz Secusa lub osobami powiązanymi – tłumaczył wtedy „Pulsowi Biznesu” Radosław Solan, prezes CC TFI. Grzegorz Pędras, szef SAM-a, odpierał te zarzuty, mówiąc, że Copernicus miał prawa weta, z którego korzystał, więc do nieprawidłowości nie mogło dojść.

Wedle pracownika Grupy Copernicus nie była ona już zainteresowana prowadzeniem cudzych funduszy (prowadzi własnych 38, w tym większość zamkniętych). – Po zmianie organizacyjnej w naszej grupie (CC TFI zostało przejęte przez Copernicus Securities S.A. – przyp. red.) w 2008 roku, nie mieściło się to w naszej strategii – uzasadnia osoba z TFI.

Druga strona twierdziła, że Go TFI zaproponował niższe wynagrodzenie za te same usługi, które dotąd świadczył Copernicus. Ile dokładnie? – To tajemnica zawodowa – ucina Kielan i dodaje: – W przypadku outsourcingu zawsze są jakieś problemy i od umiejętności obu stron zależy, jak je będą rozwiązywać.

Zgrzyt na koniec

Gdy umowa o przekazaniu Secusa I FIZ do Go TFI czekała na akceptację UOKiK-u, w lipcu 2009 r. wybuchł już jawny spór między kontrahentami. Poszło o transakcję na akcjach Agito. Secus Investment zbył je po bardzo atrakcyjnej cenie. Umowa przewidywała, że do sprzedaży ma prawo przyłączyć się Secus I FIZ, ale tego nie zrobił. Copernicus twierdził, że Secus Investment go o tym nie poinformował. Grzegorz Pędras mówił z kolei, że fundusz nie skorzystał z przysługujących mu uprawnień, ponieważ uznał cenę za niekorzystną, ale został powiadomiony o transakcji (tak ponoć miało wynikać z dokumentów).

CC TFI opublikowało raport, w którym zakomunikowało wypowiedzenie umowy o prowadzenie Secusa I FIZ i uznało transakcję za bezskuteczną wobec Agito, ponieważ odbyła się ona z naruszeniem umowy. Towarzystwo zażądało też od SAM-a wyjaśnienia sprawy, a od inwestora – by kupił akcje Agito po tej samej cenie, co od Secus Investment (wówczas walory Agito kosztowały już 30 proc. mniej). W przeciwnym razie ten ostatni miał zapłacić karę umowną 1 mln zł.

W odpowiedzi SAM uznał zarzuty za nieprawdziwe, zarzucił Copernicusowi nierzetelność, brak profesjonalizmu i zagroził mu sądem. Zdaniem SAM-a tym raportem towarzystwo chciało wymusić zmianę warunków współpracy. Ostatecznie sprawę udało się wyjaśnić i strony rozstały się pokojowo.

Zakończenie

Co z zapowiadaną 30-proc. stopą zwrotu? – Mało prawdopodobna. W optymistycznej wersji możliwe jest uzyskanie zysku na poziomie 10-15 proc. – wyjaśnia Beata Kielan, prezes Go TFI, który obecnie prowadzi Secusa. Towarzystwo ma w tym roku zdecydować o sposobie wyjścia z inwestycji.

Czy jednak w obliczu kiepskich wyników (wartość księgowa certyfikatu zmniejsza się systematycznie od końca 2008 r., wedle ostatniej wyceny wynosi ona 470 zł, w szczytowym momencie – 1330, a cenę emisyjną ustalono na 1000 zł) nie można było obniżyć opłaty za zarządzanie? – Oczywiście, ale proszę pamiętać, iż opłata spadła w związku z niższą wyceną aktywów. Tak więc, jeśli na koniec wszystkie spółki zostaną sprzedane z zyskiem, zarządzający, w pewnym okresie, będzie mieć niższe wynagrodzenie – ripostuje Beata Kielan.

Maciej Kusznierewicz jest dziennikarzem Portalu Skarbiec.Biz

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Elektroniczny rejestr przedsiębiorstw to prawie pewnik

Elektroniczny rejestr przedsiębiorstw to prawie pewnik

Autorem artykułu jest Ewelina Mółka


Przeglądając witrynę internetową Ministerstwa Gospodarki, możemy się dowiedzieć, że misją Ministerstwa jest „stworzenie najlepszych w Europie warunków prowadzenia działalności gospodarczej”.

Znając polskie realia, można i należy przypuszczać, że jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie, nim ten szczytny cel zostanie zrealizowany, niemniej jednak warto odnotować kroki, które mają nas do tego celu przybliżyć. Jednym z nich jest wprowadzenie elektronicznego rejestru przedsiębiorstw.

Sam rejestr jeszcze nie funkcjonuje, ale jest już niemal pewne, że funkcjonować będzie. Tym samym ustawodawca wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom polskich przedsiębiorców, którzy od dłuższego już czasu postulowali utworzenie takiego rejestru. Według przygotowanego przez Ministerstwo Gospodarki projektu nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, ów rejestr ma funkcjonować w ramach Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIGD), która zostanie uruchomiona 1 lipca 2011 r. Czym jednak ten elektroniczny rejestr pełnomocnictw jest (a raczej czym będzie) i dlaczego jest dla przedsiębiorców taki ważny?

Jest rzeczą oczywistą i niewymagającą szerszego komentarza, że w działalności przedsiębiorców pełnomocnictwa są chętnie i często wykorzystywane. Kontakty z innymi przedsiębiorcami, załatwianie spraw urzędowych, procesy sądowe... Tymczasem przy obecnym stanie prawnym „jedynie słuszną” formą pełnomocnictwa jest tradycyjne pełnomocnictwo papierowe. Pół biedy, jeśli osoby uprawnione do udzielenia pełnomocnictwa mogą go w razie potrzeby szybko udzielić, podpisując stosowny dokument. A jeśli akurat są nieobecni? W końcu prezes lub właściciel firmy też czasem wyjeżdża na wakacje, a tym bardziej w podróż służbową. W tym momencie brak możliwości szybkiego podpisania pełnomocnictwa może rodzić dla przedsiębiorcy poważne komplikacje.

Teraz ma się to zmienić. Według zamierzeń ustawodawcy raz udzielone pełnomocnictwo może być uwidocznione na stronie internetowej CEIDG. I jeśli faktycznie uwidocznione zostanie, wówczas reprezentowanie przedsiębiorcy przez pełnomocnika wobec organów administracji publicznej w zakresie wskazanym na stronie internetowej CEIDG nie będzie wymagać posługiwania się odrębnym dokumentem pełnomocnictwa. A dodać należy, że dokument pełnomocnictwa przedkładany przed organami administracji podlega opłacie w wysokości 17 zł. Nie jest to może stawka wygórowana, ale przy wielokrotnym posługiwaniu się pełnomocnictwami może generować dodatkowe zbędne koszty u przedsiębiorcy, zwłaszcza że opłacie podlega każde złożenie dokumentu pełnomocnictwa choćby w tej samej sprawie. Jak zatem widać, zarejestrowanie pełnomocnictwa w CEIGD oprócz niewątpliwej wygody dla przedsiębiorcy pozwoli mu też co nieco zaoszczędzić. Już choćby z tego względu należy proponowane zmiany ocenić pozytywnie.

Pozostaje jeszcze kwestia kontaktów między przedsiębiorcami. Rządowy projekt nie nakłada na przedsiębiorców obowiązku honorowania „e-pełnomocnictw”, ale można przypuszczać, że w praktyce będą one uznawane – w końcu takie „e-pełnomocnictwo” jest dla przedsiębiorców sporym udogodnieniem, trudno zatem przypuszczać, aby nie było stosowane w obrocie gospodarczym, już zwłaszcza że ze zdobyczy współczesnej cywilizacji przedsiębiorcy korzystają często i chętnie. W rozliczeniach między firmami powszechne są e-faktury, coraz częściej stosuje się e-podpisy, popularność zdobywają e-konta... Nie widać zatem powodów, aby w przypadku e-pełnomocnictw miało być inaczej.

Warto jednak wspomnieć, że ujawnienie pełnomocnictw w sieci niesie ze sobą również pewne niedogodności. Przede wszystkim dla osób postronnych stanie się bardziej przejrzyste, kto za co w danej firmie odpowiada i do jakich czynności jest upoważniony, a i nie wszyscy pełnomocnicy będą zachwyceni umieszczeniem w internecie ich danych osobowych. No cóż, nie ma róży bez kolców. Niemniej jednak e-pełnomocnictwo nie jest przymusowe, tak więc każdy przedsiębiorca sam może ocenić, czy warto się na nie zdecydować czy też lepiej pozostać przy tradycyjnej formie papierowej.

Ogólnie rzecz biorąc, przygotowany przez Ministerstwo Gospodarki projekt odnośnie pełnomocnictw jest projektem dobrym. Oczywiście do stworzenia „najlepszych w Europie warunków prowadzenia działalności gospodarczej” (przypomnijmy – jest to oficjalna misja Ministerstwa Gospodarki) droga jest jeszcze niezwykle daleka, ale ten konkretny krok, niewątpliwie we właściwym kierunku, warto odnotować. Tak trzymać!

---

Łukasz Tabor jest radcą prawnym w Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Bezpieczeństwo gospodarcze pod znakiem zapytania

Bezpieczeństwo gospodarcze pod znakiem zapytania

Autorem artykułu jest Ewelina Mółka


Krótkookresowe prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski są pozytywne – w tym i w przyszłym roku ma oscylować wokół 4 proc. Jednak kłopoty mogą się zacząć już za trzy lata...

W najcięższej fazie światowego kryzysu gospodarczego Polska jako jedyna w Europie miała dodatni wskaźnik wzrostu PKB. Dziś groźba recesji została oddalona, choć nad Europą wciąż wisi ryzyko spowolnienia po dobrych trzech kwartałach tego roku. Wedle większości ekonomistów na razie Polska jest bezpieczna, ale jeśli nie przeprowadzi koniecznych reform, by zbić deficyt i dług publiczny, wzrost już w 2013 r. może zacząć ponownie hamować.

Prawie na czwórkę

Poza pierwszym kwartałem tego roku nasza gospodarka notuje coraz wyższe tempo rozwoju od początku 2009 r., gdy kryzys był najgroźniejszy. Drugi kwartał br. zakończyliśmy z wynikiem 3,5 proc. Wynik napędziła konsumpcja i firmy, jednak nie za sprawą inwestycji, lecz odbudowywania zapasów. Nastroje ludności poprawiły się. Pracownicy mniej boją się utraty pracy, a bardziej liczą na podwyżki, więc chętniej niż dotąd wydają pieniądze.

Wedle ekspertów Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) pkb w trzecim kwartale był napędzany przez popyt wewnętrzny. Polska znajduje się więc na ostatniej prostej, żeby wyjść ze spowolnienia trwającego od IV kw. 2008 r. IBnGR prognozuje, że w ostatnich trzech miesiącach tego roku PKB powiększy się o 3,9 proc.

W tym roku wskaźnik przyrostu PKB ma wynieść minimum 3 proc. – tak uważa rząd, ale inne ośrodki są bardziej optymistyczne i przewidują między 3,2 (NBP) a 3,6 (Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych – BIEC) proc.

Zdaniem większości ekspertów czekają nas przynajmniej dwa lata coraz szybszego rozwoju. W przyszłym roku wzrost ma oscylować wokół 4 proc. Tak sądzą: EBOiR (3,5), MFW (3,75-4), NBP (4,3). Od tych prognoz zdecydowanie odstaje BIEC, który szacuje aż 5,9 proc.

Dlaczego będzie dobrze?

Czy możemy liczyć na przyspieszenie tempa rozwoju gospodarczego? Wiele danych na to wskazuje:

Coraz lepsza kondycja Niemiec (odbiera ponad 1/4 polskiego eksportu; polskie firmy są istotnymi podwykonawcami i dostawcami komponentów dla tamtejszych podmiotów), które w II kw. rozwijały się najszybciej od zjednoczenia. Zdaniem ekonomistów nasz zachodni sąsiad znajduje się w fazie ożywienia i będą kontynuować wzrost (choć wolniej niż w tym roku, kiedy PKB przybędzie o 3,4 proc.).

Rosnąca inflacja jako sygnał niesłabnącego popytu wewnętrznego.

Powrót eksportu do poziomu sprzed kryzysu (II kw.: + 17 proc., III kw.: + 12,3).

Zmniejszająca się ujemna dynamika inwestycji (licząc rok do roku): I kw.: - 12,4 proc., II kw.: - 1,7 proc. W opinii ekspertów Związku Polskiego Leasingu (ZPL) w tym roku inwestycje urosną o 3 proc., a w przyszłym – o 8-10.

Wzrost (o 52 proc. r/r!) inwestycji zagranicznych, które dzięki nowym kontraktom specjalnych stref ekonomicznych w okresie od stycznia do lipca tego roku wyniosły 6,4 mld euro (w całym ubiegłym – 8,4 mld).

Rosnące wykorzystanie mocy produkcyjnych polskich przedsiębiorstw – obecnie ponad 80 proc. (najwyżej od 2,5 roku).

Odbicie na rynku leasingu, który – zdaniem ludzi z branży – jest obok giełdy barometrem gospodarki realnej, wyprzedzając jej wydarzenia o 6-12 miesięcy. Od początku tego roku leasing notuje w ujęciu kwartalnym nawet dwucyfrowe wzrosty. Średnio po trzech kwartałach wolumen sprzedaży zwiększył się o 9,1 proc. Za rok rynek leasingu ma urosnąć o kolejne 10,5 proc.


„Dobre wyniki w branży są zapowiedzą wzrostu inwestycji firm i odbicia w całej gospodarce” - czytamy w raporcie ZPL-u podsumowującym okres I-IX 2010. Wedle autorów publikacji najpierw wzrosną (właściwie już się zwiększają – od końca II kw.) nakłady dużych podmiotów i eksporterów. Sektor MSP ma rozpocząć inwestycje w obecnym kwartale w odpowiedzi na rosnący popyt krajowy.

Wpływy budżetu z podatków na ten rok mają być większe niż zakładał plan (choć w ocenie ministra finansów Jacka Rostowskiego po wynikach firm widać jeszcze skutki fatalnego 2009 r.).

Rosnący rynek giełdowy (popularny jest zwłaszcza rynek alternatywny NewConnect – drugi w Europie pod względem liczby debiutów i trzeci pod względem liczby notowanych spółek, których obecnie jest 171).

To wszystko sprawia, że rządowi analitycy przewidują wzrost zatrudnienia, wynagrodzeń, wpływów budżetowych i szybsze tempo rozwoju: 3,5 w przyszłym roku oraz 4,8 proc. za dwa lata.

Zdaniem BIEC-u koniunktura utrzyma się do 2012 r., gdy PKB powiększy się aż o 6,5 proc.! Później sytuacja może się pogorszyć. Wzrost będą generować: popyt wewnętrzny, popyt zagraniczny oraz inwestycje.

Wedle NBP źródłami rozwoju będą: rosnąca w stałym, zrównoważonym tempie konsumpcja, dynamiczny wzrost inwestycji publicznych oraz firmy odbudowujące zapasy. W dłuższym horyzoncie (po EURO 2012) kosztem nakładów publicznych zwiększy się rola inwestycji prywatnych. Za dwa lata mamy się rozwijać w tempie 4,2 proc.

Co nam zagraża?

Jednak zdaniem ekspertów IBnGR bieżący kwartał będzie ostatnim, w którym utrzyma się trend wzrostowy. Przez cały następny rok PKB będzie maleć z 3,8 proc. w I kw. do 3 w ostatnim i ostatecznie wyniesie zaledwie 3,4 proc. Dlaczego? Ekonomiści podają trzy powody: niewystarczający poziom inwestycji; zaostrzenie polityki monetarnej (stopy procentowe wzrosną, ponieważ inflacja doszła do górnego celu inflacyjnego RPP – 3,5 proc.); wzrost podatków (VAT, akcyza).

Jednak minister finansów twierdzi, że wyższy VAT nie uderzy we wzrost gospodarczy. – Gospodarka będzie na tyle silna, że wzrost podatku nie spowoduje żadnego zachwiania tego przyspieszenia – powiedział Rostowski jeszcze w sierpniu w rozmowie z PAP. Analitycy są w tej kwestii podzieleni.

Do czynników stopujących aktualne tempo wzrostu należą:

- Zła sytuacja finansów publicznych (wysoki deficyt i dług publiczny) i odwlekanie gruntownych reform przynajmniej do końca 2011 r. (wybory parlamentarne).

- Podwyżka VAT-u i akcyzy.

- Niska dynamika akcji kredytowej – banki raczej niechętnie finansują inwestycje, bardziej są skore do kredytów na działalność bieżącą.

- Ujemny bilans handlu zagranicznego.

- Usuwanie skutków powodzi oszacowanych na 3 mld zł.

- Zapowiadane na przyszły rok spowolnienie w większości krajów UE (do tego poważne kłopoty mają Rumunia, Irlandia – mogą wymagać pomocy na skalę grecką).

- Niższe tempo rozwoju Niemiec, których wzrost w 2011 r. ma przyhamować prawie dwukrotnie (z 3,4 do 1,8 proc.).

Armagedon A.D. 2020

Były wiceprezes NBP, prof. SGH Krzysztof Rybiński uważa, że Polska mogłaby się rozwijać szybciej niż obecne 3-4 proc., ale w 2008 r. za obniżką podatków (najpierw zmniejszenie składki rentowej, potem uproszczenie stawek podatku dochodowego) nie poszła redukcja wydatków państwa.

Jego zdaniem w najbliższej dekadzie nasz kraj może rosnąć w tempie 6-7 proc. rocznie, ale stanie się tak dopiero po dokonaniu ważnych reform: zredukowaniu deficytu budżetowego i długu publicznego, którego obsługa kosztuje nas kilkadziesiąt miliardów rocznie; zmianach w systemie emerytalnym (urealnienie KRUS-u, podniesie wieku emerytalnego, ukrócenie wcześniejszych emerytur i innych przywilejów); zmniejszeniu wydatków budżetowych (np. na rosnącą administrację). – Bez tych zmian będziemy się rozwijać na obecnym, 3-proc. poziomie, a potem staniemy w miejscu – mówi w rozmowie z „Gazetą Bankową”.

Dlaczego stan finansów publicznych jest tak istotny dla wzrostu gospodarczego? Odpowiednio niski deficyt i dług publiczny (a najlepiej ich brak) wpływają na stabilność makroekonomiczną państwa. Nie występuje zagrożenie inflacją, więc stopy procentowe utrzymują się na niskim poziomie, czyli przedsiębiorstwa mają względnie łatwy dostęp do kredytów, którymi mogą finansować inwestycje, rozwój i wzrost płac, co z kolei napędza konsumpcję. Wszystko tworzy więc naczynie połączone, w którym zmiana jednego wskaźnika wpływa na inne.

Póki co recesja nam nie grozi. Ekonomista twierdzi, że Polacy przez jakiś czas poradzą sobie ze skutkami zaniedbań rządzących w kwestii finansów publicznych, ponieważ naszą siłą jest przedsiębiorczość. W porównaniu do rówieśników młodzi Polacy jako jedni z nielicznych chcą pracować na swoim, podczas gdy np. Francuzi – w administracji publicznej, a wolne środki przeznaczylibyśmy na założenie własnej firmy (jako jedyni obok Turków i Chińczyków).

Rybiński przewiduje ogromne kłopoty po 2020 r. Powody? Brak reform, niekorzystne tendencje demograficzne (nikły przyrost naturalny, starzenie się społeczeństwa), zmiany w prawie UE (konieczność kupowania przez firmy pozwoleń na emisję dwutlenku węgla).

---

Maciej Kusznierewicz jest dziennikarzem Portalu Skarbiec.Biz

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Likwidujesz spółkę? Zobacz jaki zapłacisz podatek

Likwidujesz spółkę ? Zobacz jaki zapłacisz podatek

Autorem artykułu jest Ewelina Mółka


W aktualnym stanie prawnym, na gruncie ustawy o podatku dochodowym, istnieją wątpliwości interpretacyjne dotyczące podatkowych skutków związanych z likwidacją spółki osobowej oraz wystąpieniem wspólnika z takiej spółki.

Wygląda na to, że wątpliwości te ustawodawca postanowił ostatecznie rozstrzygnąć.

Dotychczas nie było jasne, czy w przypadku likwidacji spółki osobowej bądź wystąpienia wspólnika zwrot przysługującego wspólnikowi majątku skutkuje powstaniem u niego przychodu podlegającego opodatkowaniu. Rozbieżności te prowadziły do licznych sporów podatników z fiskusem, nierzadko rozstrzyganych przez sądy. Ich wyroki były zresztą z reguły korzystne dla podatników. Sądy podkreślały zwłaszcza fakt, że zyski osiągane przez spółkę osobową w czasie jej trwania są na bieżąco uwzględniane jako przychody podlegające opodatkowaniu - w tym kontekście uznanie majątku wspólnika otrzymanego przez niego po likwidacji spółki osobowej również za podlegający opodatkowaniu przychód doprowadziłoby do nałożenia na podatnika podwójnego obowiązku podatkowego z tego samego tytułu.

Występowanie licznych sporów między podatnikami a fiskusem wskazuje dobitnie na fakt, że problem istnieje i fakt, że ustawodawca postanowił to sporne zagadnienie uregulować, niewątpliwie cieszy. Projekt nowelizacji ustawy o CIT zakłada wprowadzenie przepisów precyzujących sposób opodatkowania wspólników zarówno w przypadku zakończenia działalności spółki osobowej jak i w sytuacji wystąpienia wspólnika z takiej spółki.

W zakresie dotyczącym likwidacji spółki projekt nowelizacji zakłada zróżnicowanie zasad opodatkowania otrzymanego przez wspólnika likwidowanej spółki majątku w zależności od tego, czy majątek ten jest otrzymywany w formie pieniężnej czy niepieniężnej. W przypadku otrzymania przez wspólnika środków pieniężnych ich wartość nie będzie uznawana za przychód - jest to zmiana dla podatników niewątpliwie korzystna, gdyż uwalnia ich od ryzyka podwójnego opodatkowania z tego samego tytułu. W przypadku zaś otrzymania przez wspólnika niepieniężnych składników majątkowych w przypadku likwidacji spółki, ich wartość będzie stanowiła u wspólnika przychód dopiero w momencie zbycia składnika majątku otrzymanego w wyniku likwidacji spółki - będzie to skutkowało opodatkowaniem przychodu faktycznie otrzymanego.

A jeśli spółka nie ulegnie likwidacji, za to wystąpi z niej wspólnik? W tym przypadku projekt zmian ustawy o CIT również rozróżnia sytuację, w której występujący ze spółki wspólnik otrzymuje tytułem spłaty swego udziału środki pieniężne i sytuację, gdy otrzymuje on niepieniężne składniki majątku. W pierwszym przypadku ustalana będzie wartość zbywcza majątku spółki odpowiadająca wartości, jaką wspólnicy uzyskaliby, sprzedając na wolnym rynku całe swoje przedsiębiorstwo. Następnie ustalona w ten sposób wartość zbywcza zostanie podzielona tak, aby ustalić część przypadającą na występującego wspólnika. Jednakże z części tej wyodrębniona zostanie suma odpowiadająca wydatkom wspólnika poniesionym na nabycie lub objęcie prawa do udziałów w spółce osobowej i tylko ta suma nie będzie uznana za przychód podlegający opodatkowaniu. Wydaje się to na pierwszy rzut oka nieco skomplikowane, ale tak czy owak nowe uregulowania wyeliminują dotychczasowe niejasności, co jest niewątpliwą zaletą omawianego projektu.

Jeśli występujący ze spółki wspólnik otrzyma środki niepieniężne, wówczas zasady opodatkowania będą takie same, jak w przypadku likwidacji spółki, to znaczy wartość tych środków niepieniężnych będzie stanowiła u wspólnika przychód dopiero w momencie zbycia składnika majątku otrzymanego w wyniku likwidacji spółki.

Powyższe regulacje doprowadzą niewątpliwie do sprecyzowania pewnych istniejących dotąd niejasności i pozwolą wyeliminować wiele potencjalnych sporów, a zarazem nie będą one niekorzystne dla podatnika. To ostatnie jest w Polsce na tyle rzadkie, że warto to docenić. Oby tak dalej.

---

Łukasz Tabor jest radcą prawnym w Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wielkie ucho Fiskusa

Wielkie ucho Fiskusa

Autorem artykułu jest Ewelina Mółka


W ostatnich latach modnym słowem w Polsce stał się „podsłuch”. Podobno podsłuchiwała nas policja, podsłuchiwało CBA, CBŚ, podobno żyliśmy w państwie policyjnym. Podobno.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że już niedługo nikt nie podsłucha nas tak skutecznie jak... wywiad skarbowy.

Tak szerokie uprawnienia chce dać fiskusowi rząd premiera Donalda Tuska. Sejmowa podkomisja spraw wewnętrznych i administracji finalizuje właśnie prace nad rządowym projektem ustawy wprowadzającej zmiany w kompetencjach dziewięciu służb specjalnych. Założenia projektu teoretycznie są szczytne – praca operacyjna służb ma zostać poddana większej kontroli (przede wszystkim ze strony sądów) a opinia publiczna ma być co roku informowana o liczbie stosowanych przez służby specjalne podsłuchów. Jednak diabeł tkwi w szczegółach – w przypadku projektu owym istotnym szczegółem jest dopisanie jednego punktu do istniejącego już art. 36 ustawy z dnia 28 września 1991 r. o kontroli skarbowej. Jednego, ale niezwykle istotnego.

Podsłuchiwać obywateli wywiad skarbowy (podlegający Generalnemu Inspektorowi Kontroli Skarbowej) może już teraz, na mocy przepisów obecnie obowiązujących, aczkolwiek jedynie za zgodą sądu. Dotąd jednak zdobyte drogą podsłuchu informacje fiskus mógł wykorzystać tylko w postępowaniu, w toku którego podsłuch zastosowano. Tymczasem ów jeden punkt, który legislatorzy zamierzają dopisać do art. 36 przywołanej ustawy, pozwoli fiskusowi wykorzystać informacje z podsłuchów telefonicznych także w innych postępowaniach kontrolnych. Co to oznacza w praktyce?

W praktyce oznacza to tyle, że jeśli podsłuchiwany podatnik ujawni w trakcie rozmowy telefonicznej szczegóły dotyczące działań innej osoby, działań zdaniem fiskusa podejrzanych, wówczas zdobyte w ten sposób informacje fiskus będzie mógł przeciwko tej osobie wykorzystać. Wykorzystać mimo braku zgody sądu, bo przecież o zgodę na podsłuchiwanie tej innej osoby nawet nie występował. Proponowany zapis oznacza zatem de facto ograniczenie sądowej kontroli nad podsłuchami, kontroli będącej przecież jednym z elementów demokratycznego porządku prawnego.

Istnieje jeszcze jeden ważny aspekt całej sprawy – przedsiębiorca, który podejrzewa, że może być przez służby fiskusa podsłuchiwany, może przy okazji ściągnąć problemy także na konkurenta. Jak? W sposób bardzo prosty, wystarczy podczas rozmów telefonicznych opowiadać o szczegółach interesów przedsiębiorcy konkurencyjnego i przedstawiać je w taki sposób, aby wzbudzić zainteresowanie służb skarbowych. Jest więcej niż pewne, że niejeden przedsiębiorca zechce z tej możliwości skorzystać. Skoro bowiem sam ma problemy z fiskusem, to czemu miałby ich nie ściągnąć także na swoich konkurentów? Podobno razem zawsze raźniej.

Warto też porównać proponowane uprawnienia wywiadu skarbowego z uprawnieniami policji. Okaże się wówczas, że w pewnych kwestiach policja może stać się zaledwie ubogim krewnym wywiadu skarbowego. Podsłuchiwać też może (i też za zgodą sądu), ale wykorzystywać zdobytych w ten sposób informacji obciążających inne osoby (bądź nawet te same osoby, ale w związku z innym przestępstwem) już nie, chyba że uzyska tzw. następczą zgodę sądu. Fiskus zaś o żadną zgodę (o ile oczywiście omawiany projekt wejdzie w życie) nie wystąpi. Nie będzie musiał.

Proponowane przez rząd zmiany należy ocenić jako co najmniej problematyczne. Już sama ich zgodność z konstytucją budzi poważne wątpliwości niektórych komentatorów, wskazujących na ryzyko nadmiernej ingerencji proponowanych przepisów w chronione przez ustawę zasadniczą prawa i wolności obywateli. Trudno pokusić się w tym miejscu o miarodajne rozstrzygnięcie tej kwestii z uwagi na dość ogólnikowe zapisy Konstytucji RP (zwłaszcza art. 31 ust. 3 odnoszącego się do stosowania ograniczeń w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw) i jest wielce prawdopodobne, że zmierzyć się z tym zagadnieniem będzie musiał Trybunał Konstytucyjny, ale już sam fakt, że taki problem istnieje, nie świadczy korzystnie o proponowanych zmianach. Znaczne zredukowanie kontroli sądowej nad podsłuchami również trudno zaaprobować.

Aprobaty nie mogą budzić również szerokie uprawnienia wywiadu skarbowego w kwestii podsłuchów w porównaniu z węższymi w tym zakresie uprawnieniami policji. Policja, jak powszechnie wiadomo, ma chronić praworządnych obywateli, fiskus zaś ma odbierać ludziom część zarobionych przez nich pieniędzy. I jeśli zestawimy uprawnienia policji i wywiadu skarbowego, wówczas stanie się jasne, co jest dla rządu premiera Tuska priorytetem. Cała sprawa stanie się jeszcze bardziej jasna, jeśli przyjrzymy się innemu projektowi (również rządowemu), tym razem dotyczącemu zmian w rozporządzeniu Rady Ministrów z 25 czerwca 2002 r. w sprawie środków przymusu bezpośredniego, stosowanemu przez inspektorów i pracowników kontroli skarbowej. Otóż według projektodawców, fiskus będzie mógł do nas... strzelać. Co prawda na razie jedynie gumowymi pociskami, ale i do amunicji ostrej pewnie z czasem dojdziemy. Oczywiście w trosce o obywatela.

Reasumując, nowe przepisy w proponowanym przez rząd kształcie to zmiana na gorsze (a być może wręcz niezgodny z konstytucją bubel prawny) i zaaprobować ich nie sposób.

---

Łukasz Tabor jest radcą prawnym w Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zakładanie firmy

Zakładanie firmy

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki


Decydując się na założenie firmy, należy bardzo dokładnie przemyśleć wszystkie za i przeciw. Nie można ryzykować tym, że firma upadnie zaraz po utworzeniu, mimo że czasem nie wiąże się to z wysokimi kosztami.

Najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest utworzenie na początek jednoosobowej działalności gospodarczej i dopiero potem ewentualne jej rozwijanie. Rzadko można już na samym początku założyć, że wieloosobowa firma odniesie gwarantowany sukces bez wielkich nakładów finansowych. Zatem jeśli jesteśmy właśnie w takiej sytuacji, gdy nasze finanse nie są pewne, nie ryzykujmy ogromnymi inwestycjami.

Jeśli chcemy zaistnieć w jakiejś branży, to przede wszystkim, musimy na początku dokładnie ją poznać. Niezbędna będzie tu analiza danych dotyczących ilości firm o podobnej tematyce, a także o zapotrzebowaniu rynku. Czasem jedna firma o danej tematyce to będzie za dużo, bo może najzwyczajniej w świecie nie być na nią zapotrzebowania, a czasem i setki sklepów to za mało. Wszystko zależy od poszczególnych branż.

Właśnie dlatego bardzo dobrze jest zrobić sobie na początek dobry biznesplan, który będzie przedstawiał potencjalne szanse i możliwości firmy, a także wszelkie konieczne wydatki. Dzięki temu ułatwiamy sami sobie pracę i możemy już na początku oszacować, jak będziemy prosperować.

Wiadomo, że każda branża rządzi się swoimi prawami i w żadnym wypadku nie można generalizować i zakładać ogromnych zysków oraz wielkich strat. Dlatego właśnie należy personalnie podejść do każdego projektu.

Jeśli to my chcemy założyć firmę, to zapewne orientujemy się w tematyce,w której będziemy się poruszać. Wiemy, jakie usługi będziemy świadczyć bądź jakie produkty sprzedawać. Wiemy też, na jakie ceny możemy sobie pozwolić bez ponoszenia strat.

Jedną z alternatyw podczas zakładania firmy jest staranie się o dofinansowanie z urzędu pracy lub z funduszy unijnych. Jest to jednak bardzo trudne, bo nikt nie rozdaje pieniędzy „na prawo i lewo”. Najczęściej więc kończy się tak, że sami musimy decydować się na kredyt. Dobrze więc jest przemyśleć wszelkie wydatki i ograniczyć je do minimum, a z resztą poczekać do momentu, gdy będą się pojawiać zyski.

Zakładając firmę trzeba też poznać wszelkie tajniki prawne oraz gruntownie zrozumieć działanie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Urzędu Skarbowego, bo tego w polskim prawie nie ominiemy. Nie jest to więc banalnie prosta sprawa i trzeba się do niej przygotować.

---

Nowoczesne kamery internetowe

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 22 lutego 2013

Pieniądze - zło tego świata?

Pieniądze - zło tego świata?

Autorem artykułu jest Wojciech Diechtiar


Ludzie robią dla pieniędzy obrzydliwe rzeczy. Stojącą za tym przyczyną nie jest pieniądz lecz niewiedza. Ludzie krzywdzą innych ludzi dla pieniędzy z jednego powodu - z braku wiedzy o tworzeniu obfitości.

Ludzie dopuszczają się nadużyć bo myślą, że istnieje ograniczona ilość dóbr i żeby mieć - trzeba komuś zabrać. Że trzeba się spieszyć, żeby zdobyć to czego się chce, że trzeba być agresywnym, bo inni - podobni jemu - go ubiegną.

Z drugiej strony ci ludzie, którzy coś mają, zaczynają czuć paniczny strach przed tymi, którzy mogą im cokolwiek odebrać. Ci co mają cokolwiek, lecz uważają, że mają niewystarczającą ilość, żyją w poczuciu ciągłego zagrożenia i oczekują ciosu. Oczekują, że każdy będzie chciał ich oszukać i uszczknąć choć cząstkę ich krwawicy.

Gdy pojawia się wiedza o pieniądzu jako narzędziu umożliwiającym pełniejszą ekspresję samego siebie, o pieniądzu dostępnym w każdych ilościach, gdy człowiek pojmuje, że jest nierozerwalnie połączony ze wszystkim co go otacza i że sam Bóg stoi po jego stronie, użyczając mu stwórczych mocy... Czy wtedy bogactwo i pieniądze dalej wywołują w tym samym człowieku strach, zawiść, agresję i małostkowość?

Strach pojawia się kiedy sądzimy, że czegoś może nam zabraknąć, albo gdy możemy coś stracić. Zawiść czujemy patrząc na coś, czego - jak sądzimy - nigdy nie będziemy mogli mieć, albo raczej kiedy myślimy, że nasze szczęście zależy od jednej konkretnej, zewnętrznej rzeczy czy okoliczności.

Pieniądze, to zło tego świata - tak mawiają. I rzeczywiście tak jest, gdy pieniądze dostają się w ręce człowieka, który nie wie, czym one tak naprawdę są.

Pieniądze są energią stwórczą, która uwypukla, uzewnętrznia, nadaje kształt temu, co mamy wewnątrz siebie. Pieniądze wzmacniają, ubierają w kształt i formę, powiększają - wszystko to, co tkwi w naszym wnętrzu.

Dlatego niech nie dziwi zachowanie majętnego człowieka, którego wnętrze jest przeżarte strachem, brakiem miłości do siebie i innych, bólem ciągłego głodu szczęścia. Wszystkie jego lęki, frustracje, nieszczęśliwe myśli uzewnętrzniają się dzięki jego pieniądzom, nabierają większej mocy, zostają powiększone i wyolbrzymione. Negatywne cechy tego człowieka zostają wzmocnione dzięki pieniądzom, co niestety dotyka wszystkich wokół, a jego samego jeszcze bardziej niszczy i demoralizuje.

Niech nie dziwi nas także zachowanie wielkich filantropów, rozdających miliony na lewo i prawo obdarowujących hojnie wszystkich, którzy tego potrzebują. Niech nie dziwi nas dobro, jakie czynią przedsiębiorcy stwarzając miliony miejsc pracy tym, którym bez tej pracy w oczy zaglądałoby widmo głodu.

Niech nie dziwi nas hojność, z jaką pozwalają przepływać w ręce artystów, rzemieślników, projektantów, inżynierów i biznesmenów gigantycznym pieniądzom zaspokajając swoje pragnienia, kupując luksusowe dobra za dziesiątki, setki i miliony złotych, dolarów, euro czy jenów.

Pieniądze wzmacniają serce, charakter, kręgosłup moralny u tych, którzy już je mają i wiedzą, że pieniądze można stworzyć, że nic nie może zostać im odebrane przez nikogo, że cały Wszechświat jest na jedno ich skinienie dostarczając całego budulca, jakiego potrzebują do wznoszenia swoich katedr.

Gdy Ty myślisz o pieniądzach, to jakie to są myśli?

---

O Autorze
Wojciech Diechtiar - pasjonat i trener rozwoju osobistego i duchowego, bloger, przedsiębiorca. Uwielbia pomagać innym pokonywać bariery na drodze do życia pełnego dostatku i szczęścia, szkoli przedsiębiorców z branży marketingu sieciowego. Autor blogów "Sekret Życia w Obfitości" oraz "Magnetyczny Marketing", autor publikacji z dziedziny rozwoju osobistego, marketingu i biznesu.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Gry Szkoleniowe jako jedna z form rozwoju

Gry Szkoleniowe jako jedna z form rozwoju

Autorem artykułu jest DarekS


Artykuł dotyczy jednej z form rozwoju zawodowego. Forma ta to gry szkoleniowe, czyli jak można podnieść swoje kompentencję korzystając właśnie z tego źródła.

Zatrudniając pracownika wiemy, czego od niego oczekujemy. Wykształcenie, kompetencje, doświadczenie, predyspozycje psychiczne, umiejętność zjednywania sobie ludzi. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, nie zawiedzie nas instynkt a CV nie jest przekłamane, po pomyślnie przeprowadzonym procesie rekrutacji mamy go: pracownika idealnego.Jeszcze tylko wprowadzimy go w specyfikę jego stanowiska pracy i może pracować dla korzyści firmy oraz oczywiście swojej.

Jednak.. czy to wystarczy? Jutro wyprzedza dziś o cały dzień, warunki funkcjonowania firmy zmieniają się bardzo szybko, rośnie konkurencja, firma rozbudowuje się lub zmienia specyfikę, wchodzimy w interakcje z innymi podmiotami na rynku. Jak nadążyć za tyloma zmianami? Odpowiedź może być jedna: szkolenie pracowników i to najlepiej ustawiczne. Musisz wiedzieć, że zarządzanie firmą to zarządzanie wiedzą i organizacją, nadążanie za zmianą.

Szkolenia są działaniami dającymi korzyści tobie i twoim pracownikom. Wyszkolony personel przysłuży się zwiększaniu konkurencyjności, budowaniu pozycji na rynku i marki firmy. W dzisiejszych czasach to konieczność nie tylko z punktu widzenia twoich zysków, to również sposób motywowania pracowników do rozwoju. Organizacja, która nie szkoli swoich pracowników, nie pomaga im w nabywaniu potrzebnych umiejętności, nie jest w stanie nadążać za zmianami i efektywnie konkurować na rynku. Przy czym ważne jest, by nie skupiać się na jedynie na szkoleniu kierownictwa, równie duże korzyści przynosi szkolenie personelu szeregowego. Jakie szkolenia są najkorzystniejsze? Od wyboru może rozboleć głowa. Najogólniej mówiąc możemy szkolić umiejętności zawodowe i kompetencje mające ścisły związek z wykonywanymi zajęciami oraz umiejętności społeczne, takie jak umiejętność współpracy, pracy w grupie, komunikacji. Nie są one mniej ważne niż te pierwsze. Na cóż nam umiejętności zawodowe, jeśli nie umiemy ich wykorzystać w grupie, lub jeśli nie potrafimy współpracować? Jednym z rodzajów szkoleń są gry szkoleniowe. Ich powstanie zawdzięczamy wiedzy, że człowiek uczy się najchętniej i najszybciej dzięki zabawie, a przy grach szkoleniowych możemy bawić się naprawdę dobrze, niemal niezauważalnie wchodząc w posiadanie ważnych umiejętności i wiedzy. Gry nie muszą być całościowym szkoleniem a jedynie jego warsztatowym uzupełnieniem. Mogą – co bardzo ważne – symulować pewne konkretne sytuacje, na których zależy pracodawcy, wzmacniają wiele kompetencji zawodowych i społecznych. Równie ważne i godne podkreślenia jest to, że mogą pełnić ważną funkcję integracyjną wewnątrz organizacji. Czy gry szkoleniowe mają jakieś wady? Nawet jeśli – ja ich nie znam.

---

Sprawdź moje serwisy

Pozycjonowanie Stron Warszawa

Social Media Marketing

Seo BLOg

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Optymalizacja SEO bloga - najlepsza wtyczka

Optymalizacja SEO bloga - najlepsza wtyczka

Autorem artykułu jest Ewa Maria Szulc


Jednym z najlepszych i najprostszych sposobów na optymalizację SEO bloga postawionego na własnej domenie i silniku Wordpress jest korzystanie z odpowiednich wtyczek zajmujących się optymalizacją SEO.

Takich wtyczek jest wiele. Pozwalają one na zwiększenie obecności w Internecie przez podniesienie pozycji w wyszukiwarkach poszczególnych wpisów bloga. Potrzebujesz tego w miarę jak budujesz swój biznes internetowy. Wtyczką, którą lubię najbardziej to All in One SEO. SEO oznacza Search Engine Optimization i jest bezpośrednio związane z rodzajami słów jakie ludzie, czyli twoi potencjalni klienci wpisują w Google i innych wyszukiwarkach internetowych, kiedy poszukują informacji na tematy z obszaru w jakim działasz.

Po zainstalowaniu tej wtyczki, gdy będziesz przygotowywać do publikacji kolejny artykuł, u dołu pojawi się cała część związana z optymalizacją SEO. Każdorazowo, gdy piszesz post wypełnienie tych dodatkowych pól zajmie 4 dodatkowe minuty, które warto zainwestować. Możesz wrócić do swoich wcześniejszych postów i je optymalizować SEO.

W pola, jakie pojawią się u dołu przygotowanego posta wpisujesz 3 elementy: tytuł posta, jedno zdanie opisu i wybrane słowa kluczowe. Tytuł posta może być skopiowanym tytułem, ale może być inny niż ten publikowany w blogu. Jedno zdanie opisu, to po prostu skopiowane 1-2 zdania z posta, a wybrane słowa kluczowe wpisz w kolejności od najważniejszego do najmniej ważnego rozdzielając je tylko przecinkiem. Warto przeznaczyć tych kilka minut na dodatkową pracę, dzięki której osoby na których zależy ci najbardziej znajdą twój blog w sieci szybciej.

Będziesz zadowolony z tej inwestycji, gdy zauważysz jak rośnie baza czytelników i ilość odwiedzin bloga tylko dzięki temu, że osoby zainteresowane mogły cię łatwiej znaleźć w wyszukiwarkach. A dzięki większej ilości odwiedzin twój biznes w Internecie będzie rósł dużo szybciej.

Cały czas pamiętaj, że decydujesz się zacząć swój biznes w Internecie, aby budować swoją finansową niezależność. Aby dowiedzieć się więcej na temat rozwijania swoich umiejętności w zakresie marketingu internetowego musisz się nauczyć jak pisać artykuły, jak prowadzić blog, jak efektywnie włączyć się do mediów społecznościowych i jak korzystać z technologii internetowych, niewymagających znajomości programowania, aby zacząć już dzisiaj budować swój własny biznes w Internecie.

---

Poznaj "77 sposobów jak wyprzedzić konkurencję" dostępnych na http://www.MarketingCodzienny.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Okazja goni okazję

Okazja goni okazję

Autorem artykułu jest Wojciech Diechtiar


Ludzie chcą być bogaci, jednak powstrzymuje ich cała masa czynników. Często jednym z nich jest tak zwany brak okazji. Ale czy czasami nie oszukujesz siebie? Po prostu starasz się usprawiedliwić swoje lenistwo, bo to sprawia, że możesz dalej siedzieć na swojej kanapie i mówić: oh tak, ale nie miałem sposobności.

Człowiek pragnący się wzbogacić zaczyna rozglądać się za okazjami do zarobienia pieniędzy. Zmienia swoje nastawienie, zaczyna być aktywny. Zaczyna działać.trans

Nie będę pisał o ludziach, którzy spędzają życie na marudzeniu, że im nigdy nie trafia się okazja. Tacy ludzie popełniają błąd, który zaważy na ich całym życiu. Podejmują decyzję o pozostaniu biernymi.

Cały wszechświat jest w ruchu. Immanentną cechą życia jest ruch. Jego brak powoduje śmierć. Dokładnie tak samo sprawa ma się w przypadku polowania na okazje i dążeniu do wzbogacenia się. Jeżeli jesteś statyczny, bierny, czekasz na zmiłowanie losu i uśmiech szczęścia - już jesteś zgubiony. Zatrzymasz się i już po tobie.

Po prostu w życiu nie można tak zwyczajnie zatrzymać się nie narażając się na upadek i degenerację. Można iść w tempie, w którym idzie świat - wtedy tak naprawdę stoisz w miejscu. Dotrzymujesz kroku światu i to wszystko. Wegetujesz.

"Świat rozwija sie tylko dzięki tym, którzy wyrastają ponad ich obecne otoczenie."

Wallace D. Wattles, Naukowa metoda wzbogacania się



Pisząc to Wattles miał na myśli dokładnie to samo, o czym ja piszę: jeżeli wypełniasz swoje miejsce w wystarczającym stopniu, to jest to za mało, aby się wzbogacić. Musisz rosnąć!

Gdzie można szukać okazji?

Wszędzie. Okazje są wszędzie. Słysząc taką odpowiedź jeszcze kilka lat temu irytowałem się mocno. "Jak to - wszędzie?! Ja ich nie widzę! Pokaż mi do licha ciężkiego jakąś okazję, z której mogę skorzystać!". Nie byłem wystarczająco aktywny, nie miałem swojej wizji do realizacji której bym dążył, nie myślałem we Właściwy Sposób. Dlatego nie widziałem okazji. Wiem, jak wtedy można się czuć, jak frustracja zaślepia oczy. Z tego powodu na końcu zamieściłem sugestię, która może stać się dla ciebie prawdziwą okazją.

Musisz być aktywny jeśli chcesz wejść na drogę do bogactwa. Możesz czuć, że nie jesteś gotowy, że brakuje ci umiejętności czy inteligencji, czy czegokolwiek. Nie zwracaj na to uwagi, tak przemawia do ciebie twój osobisty Leń i Krytyk, najbardziej ze wszystkiego bojący się zmiany - a ty zwyczajnie zacznij działać. Pomału, ostrożnie, otwierając szeroko oczy i rozglądając się wokół. Powoli badaj swój teren i działaj. Nie rób gwałtownych ruchów, nie rzucaj się na głowę do nieznanej wody. Zrób to powoli, ale zrób to!

---

O Autorze
Wojciech Diechtiar - pasjonat i trener rozwoju osobistego i duchowego, bloger, przedsiębiorca. Uwielbia pomagać innym pokonywać bariery na drodze do życia pełnego dostatku i szczęścia, szkoli przedsiębiorców z branży marketingu sieciowego. Autor blogów "Sekret Życia w Obfitości" oraz "Magnetyczny Marketing", autor publikacji z dziedziny rozwoju osobistego, marketingu i biznesu.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Na wakacje w tropiki tylko z kartą płatniczą

Na wakacje w tropiki tylko z kartą płatniczą.

Autorem artykułu jest Jakub Frankiewicz


I co roku to samo... Piękne foldery reklamowe, dobre referencje, certyfikaty i potwierdzenia wiarygodności, obietnica udanych wakacji, dwa tygodnie urlopu, wypoczynek, słoneczna plaża..ehh nasza wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach? I co?

Warto wiedzieć...

I co roku to samo... Piękne foldery reklamowe, dobre referencje, certyfikaty i potwierdzenia wiarygodności, obietnica udanych wakacji, dwa tygodnie urlopu, wypoczynek, słoneczna plaża..ehh nasza wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach? i co? Nagle trach i kolejne biuro podróży zamknięte na cztery spusty. W zależności od roku takich upadków jest od kliku do kilkunastu. Padają małe, średnie i niekiedy duże biura podróży, a wraz z nimi znikają marzenia o udanym letnim wypoczynku. Zamiast leżaka na plaży, bagaż podręczny i oczekiwanie na plaży na samolot powrotny do kraju. Nie będzie pamiątkowych zdjęć, no chyba że z konsulem, nie będzie też miłych wspomnień. A po powrocie do kraju kilkumiesięczna batalia z biurem podróży o zwrot pieniędzy za nieudany urlop. Niestety ta nierówna walka przed sądem nie musi zakończyć się wcale sukcesem.

Co zatem zrobić? Skorzystać z usługi chargeback!

Po upadku Orbis Travel co raz więcej ekspertów od finansów osobistych lub turystyki sugeruje potencjalnym klientom biur podróży, aby za swoje wyjazdy płacili kartami płatniczymi lub kredytowymi. O tym, że jest to wygodna forma dokonywania transakcji nie trzeba nikogo dziś chyba przekonywać. Oprócz powszechnie znanych zalet, karty płatnicze mają jeszcze jedną funkcję, o której wciąż nie wiele osób wie, czyli o wspomnianym już wcześniej chargebacku. Co prawda płatności kartą płatniczą wiążą się z nieodwołalnością transakcji dokonanych przy jej pomocy, ale od tej reguły są pewne wyjątki. Stosuje się je w przypadku, gdy ewidentnie zostały naruszone prawa posiadacza karty:


Chargeback, czyli obciążenie zwrotne, w wyniku którego następuje zwrot pieniędzy z konta sprzedawcy (towaru czy usług) na konto posiadacza karty. Procedura taka może zostać uruchomiona w przypadku oszustwa (np. transakcje w Internecie), niezrealizowanej całkowicie lub błędnie transakcji, dwukrotnego naliczenia opłaty za tą samą usługę lub produkt. Procedura taka dostępna jest w obu największych organizacjach zajmujących się obsługą transakcji przy pomocy kart, czyli Visa i MasterCard. W zależności od organizacji sama procedura będzie się nieco różnić, ale za każdym razem klient wnoszący o wszczęcie takiej procedury musi przedstawić możliwie jak najwięcej informacji odnośnie reklamowanej transakcji. Dodatkowej pomocy w odzyskaniu pieniędzy od sprzedawcy powinna udzielić placówka banku wydająca naszą kartę.

Po rozpatrzeniu wniosku Klienta i uznaniu go zasadnym wydawca karty (najczęściej bank) zwraca pieniądze Klientowi, a cała transakcja zostaje anulowana. Bank próbuje następnie przy pomocy organizacji płatniczej odzyskać pieniądze od nieuczciwego sprzedawcy. Na drodze sądowej ma on większe szanse wygranej niż zwykły konsument. Jeśli odzyskanie środków nie będzie możliwe, wówczas utracone środki finansowe zwracane są Bankowi z ubezpieczenia.

Wciąż mało popularna procedura chargeback, co prawda nie zrekompensuje nikomu utraconych wakacji, ale przynajmniej pozwoli odzyskać wpłacone pieniądze.

Źródło: blog.accadia.pl / www.jakubfrankiewicz.eu

---

Autor tekstu: Jakub Frankiewicz
www.jakubfrankiewicz.eu
- Zapraszam

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Przesyłanie faktur drogą elektroniczną

Przesyłanie faktur drogą elektroniczną

Autorem artykułu jest Comarch Sektor ERP


Rozporządzenie dotyczące elektronicznego przesyłania faktur, które miało zliberalizować przepisy, w istocie wprowadziło nie małe zamieszanie wśród przedsiębiorców, a nawet specjalistów w dziedzinie prawa i podatków. Eksperci Comarch wyjaśniają aspekty elektronicznego przesyłania faktur.

Temat przesyłania faktur drogą elektroniczną został nagłośniony po opublikowaniu Dyrektywy Rady 2010/45/UE z dnia 13 lipca 2010 r., która miała na celu m.in. liberalizację obecnych standardów przesyłania i przechowywania faktur elektronicznych tak, aby faktury papierowe i faktury elektroniczne były traktowane w ten sam sposób. Ministerstwo Finansów, dostosowując krajowe przepisy do tej dyrektywy, wydało rozporządzenie z dnia 17 grudnia 2010 r. w sprawie przesyłania faktur w formie elektronicznej, zasad ich przechowywania oraz trybu udostępniania organowi podatkowemu lub organowi kontroli skarbowej (Dz. U. 249, poz. 1661).

– Co prawda, rozporządzanie wydane przez Ministerstwo Finansów rzeczywiście znosi obowiązek stosowania bezpiecznego podpisu elektronicznego lub EDI przy elektronicznym przesyłaniu faktur, ale jednocześnie zgodnie z § 4 nakłada na przedsiębiorcę obowiązek zapewnienia autentyczności pochodzenia i integralności treści przesyłanych faktur – mówi Katarzyna Robak, kierownik Zespołu Modułów Księgowych Comarch OPT!MA.

Jak podaje informator opublikowany przez Ministra Finansów dotyczący najważniejszych zmian w VAT od dnia 1 stycznia 2011 r., metody gwarantujące spełnienie powyższych wymogów ma określić sam podatnik. – Tu zaczęły się domysły i spekulacje w mediach, cóż takiego poza podpisem cyfrowym i systemami elektronicznej wymiany danych zapewni integralność i autentyczność faktury. Kiedy jedni twierdzili, że od 1 stycznia 2011 roku faktury można przesyłać przez Internet dowolnie, na przykład jako załącznik do maila, inni nadal obstawali przy wymienionych zabezpieczeniach informatycznych – dodaje Jakub Cel, Business Development Manager MSP w Comarch.

Comarch od dawna wspiera przedsiębiorców w zoptymalizowaniu procesu przesyłania przez Internet dokumentów – w tym faktur – rozwijając rozwiązania typu EDI. Ponadto użytkownicy systemów Comarch OPT!MA, Comarch ALTUM, Comarch CDN XL, a także darmowej aplikacji internetowej iFaktury24 mogą bardzo prosto przesyłać faktury w postaci załączników do e-maila. – Właśnie dlatego postanowiliśmy włączyć się do dyskusji. Oczywiście ostatnie słowo należy zawsze do urzędnika dokonującego kontroli w firmie i interpretującego przepisy, jednak po dokładnym przeanalizowaniu zapisów można dojść do kliku logicznych wniosków, które powinny wskazać właściwą drogę postępowania – tłumaczy Barbara Przybylska, kierownik Zespołu Projektowego Systemów ERP w Comarch.

Po pierwsze, rozporządzenie nie określa czy autentyczność pochodzenia i integralność treści należy zapewnić stosując rozwiązania informatyczne czy też odpowiednio opisane rozwiązania biznesowe (np. zapisane w umowie procedury). Po drugie, jeżeli to podatnik określa metodę, jaką stosuje do zapewnienia autentyczności i integralności podczas przesyłania faktury – aby działać zgodnie z prawem – rzeczywiście powinien on wykazać się jakimkolwiek działaniem w tym kierunku, np. poprzez zastosowanie trudnego w edytowaniu formatu pliku. Jeżeli zamiast formatu .doc czy .xls skorzysta z zapisu faktury do formatu .pdf, może to stanowić argument podczas ewentualnej kontroli. Po trzecie, skoro, jak podaje informator opublikowany przez Ministra Finansów: […] Celem zaproponowanych w rozporządzeniu zmian jest uproszczenie obrotu fakturami, tak aby faktury elektroniczne stały się realną alternatywą dla faktur papierowych […], wydaje się, że podatnik ma możliwość przyjęcia rozwiązania najbardziej dla siebie wygodnego, generującego najniższe koszty, a w praktyce dającego tę samą pewność, co do autentyczności i integralności, jak w przypadku faktur papierowych.

Reasumując, jeżeli przedsiębiorca zastosuje odpowiednie środki zaradcze, które będzie mógł przedstawić w razie kontroli Urzędu Skarbowego, z uznaniem autentyczności i integralności przy przesyłaniu nie powinno być problemów. Dodatkowo podatnik powinien bezwzględnie pamiętać o uzyskaniu zgody odbiorcy na otrzymywanie elektronicznych faktur, to jeszcze jeden wymóg wynikający z rozporządzenia. Najlepiej od razu opisać dokładnie procedury, jakie firma będzie stosować oraz czynności, które zagwarantują autentyczność i integralność wymienianych dokumentów. W takiej umowie przedsiębiorca może zapisać procedurę zamówienia towarów/usług oraz informację, w jaki sposób, oraz przez kogo zostanie przesłana faktura (np. e-mailem, w formacie .pdf, z konkretnego adresu e-mail). W takim przypadku można przyjąć, że autentyczność pochodzenia zapewniona jest w taki sam sposób, jak przy zamawianiu towarów przez Internet, gdy dostawca przesyła fakturę pocztą tradycyjną. W związku z tym, że złożono zamówienie, nabywca spodziewa się, że otrzyma towar oraz fakturę od określonego podmiotu, zgodnie z warunkami zawartymi w zamówieniu. Posiadając w dokumentacji zarówno zamówienie, jak i fakturę (w postaci pisemnej lub elektronicznej, np. w formie pliku .pdf) przedsiębiorca jest w stanie dokonać porównania danych zawartych na zamówieniu z danymi na fakturze, w szczególności może zweryfikować takie informacje jak: dane dostawcy/odbiorcy, termin płatności, rodzaj towaru/usługi, ilość, cenę, wartość itp. W razie kontroli łatwo wykazać, że nie została naruszona autentyczność, integralność treści – dane na fakturze są zgodne z treścią zamówienia. Nie zawsze oczywiście przedsiębiorca dysponuje dokumentem zamówienia – w takiej sytuacji porównania można dokonać np. z umową (gdy fakturę dostarczono w związku z wcześniej podpisaną umową, np. na usługi telekomunikacyjne) lub dokumentem Wydania Zewnętrznego (gdy w sklepie nastąpił odbiór towaru, a faktura zostanie dosłana za kilka dni).

Bez względu na formę przekazywania dokumentów organy skarbowe mogą zastosować kontrolę krzyżową, pozwalającą na sprawdzenie czy dana faktura ma te same dane u wystawcy i u odbiorcy, czyli porównać zgodność faktury zakupu u podatnika A z fakturą sprzedaży u podatnika B, dokładnie w taki sam sposób jak przy fakturach papierowych. Oczywiście organ kontrolujący musi mieć wgląd w pliki faktur, które muszą być czytelne przez cały okres przechowywania. Dodatkowo sposób ich przechowywania musi umożliwiać łatwe odszukanie konkretnego dokumentu (podział na okresy rozliczeniowe, usystematyzowane nazwy plików) oraz umożliwić bezzwłoczny dostęp do dokumentów na żądanie organów kontroli. A zatem w najprostszym przypadku, w którym kontrahenci będą przesyłać sobie faktury pocztą elektroniczną, wystarczy, w odpowiednio nazwanym katalogu w komputerze, przechowywać zapis e-maila wraz z załącznikiem – to dodatkowo zapewni o autentyczności pochodzenia, bowiem razem z e-mailem zapisana zostanie data jego otrzymania, nadawca itd.

Podsumowując, jeżeli podatnik wypracuje odpowiednie procedury, wydaje się, że może przesyłać fakturę w formacie .pdf lub innym, nie zabezpieczonym w sensie technicznym pliku. Należy przy tym mieć świadomość, że integralność i autentyczność samego pliku z fakturą zapewni właściwie tylko podpis elektroniczny (także ten niekwalifikowany) – nie zwalnia to jednak podatnika od sprawdzenia czy na fakturze znajdują się właściwe dane. Podpis elektroniczny może więc służyć do szybkiego zorientowania się, czy nie nastąpiła nieuprawniona modyfikacja. Gdyby tak się stało prawdopodobnie pojawi się rozbieżność między tym co zostało zamówione (lub co jest zapisane w umowie), a tym co otrzymano. Przy dużej ilości przesyłanych dokumentów, takie dodatkowe zabezpieczenie usprawniłoby procedurę pozwalając wyszukać na wcześniejszym etapie ewentualne nieprawidłowości.

– Wygląda na to, że Ministerstwo Finansów, mimo mało zrozumiałej formy przekazu, chce dać kredyt zaufania podatnikom likwidując dotychczasowe ograniczenia i dostosowuje przepisy do polskiej rzeczywistości biznesowej, co jest niezwykle ważne szczególnie dla rozwoju małych przedsiębiorców, których biurokracja zawsze dotyka najbardziej – podsumowuje Jakub Cel.

---

Comarch - Systemy ERP

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl